czwartek, 29 stycznia 2009
I nie tylko Muminek. Przez różowe okulary patrzyłam dziś na świat od rana. Bo słoneczko zaświeciło. Jak to mało do szczęścia potrzeba. Odrazu wróciła wena twórcza. W pracowni zawrzało, w kuchni udało mi sie wyrwać z zaklętego kręgu "schabowy łamany przez mielony" i stworzyłam arcydzieło pod tytułem Roladki z piersi indyka nadziewane szpinakiem i serem.Od razu mi lepiej...i rodzina przestała rozglądać się za kaftanem bezpieczeństwa tylko z mlaskotem pożerała obiad...Ach...muzyka dla duszy... Pamiętecie poprzedni zegar z Muminkiem? Był niebieski. Ten namalowałam na zamówienie specjalne
W mojej sypialni przybyła nowa lokatorka... Lawendowa lala uszyta przez Arine. Zerknijcie na blog tej dziewuszki w ramach poprawiania przedwiosennego humoru.
środa, 28 stycznia 2009
Tak nazwałam tą herbaciarkę. Serwetka leżała w szufladzie parę lat, zanim się za nią zabrałam. Obrazek sam w sobie tak mi sie podobał, że bałam się zepsuć go oprawą. Wczoraj wpadłam na pomysł delikatnego cieniowania, wrażenia wody, zamglonego brzegu. Całość wyszła spokojna i melancholijna. Łódź oczekująca na sternika tak jak ja na nadejście pierwszego wiatru o zapachu wiosny. To było tak: w ciemności nocy Tuwim
poniedziałek, 26 stycznia 2009
Za oknem zamglone krajobrazy. Może to i lepiej, bo nie widać szaro-burych ociekających wodą drzew. Bogu dzięki, że dziś pierwszy dzień ferii, więc mogłam trochę dłużej spać. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby taką pogodą zaczynać tydzień. W dodatku kota nawiała mi na podwórko i przez pół godziny prowadziłam wojnę podjazdową z sierściuchem, kicając za nią po błocie. Finał - kurtka do prania, kota do czesania a ja do wariatkowa. Po walce z dzikim zwierzem stoczyłam kolejny bój - tym razem z aparatem foto, wyciskając jego możliwości jak cytrynę. Zrobienie dobrych zdjęć w dzień ogarnięty mrokami Morodru graniczyło z cudem. Udało mi sie jednak "obfocić" dwie kolejne herbaciarki. Przy pierwszej widać przywrócone do łask (po latach) spękania wykonane jednoskładnikowym medium. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektu. Obie harbaciarki wystawiłam w "Pakamerze" .
piątek, 23 stycznia 2009
Wzięło mnie ostatnio na wspomnienia. Może nijaka pogoda, może za dużo pomysłów na raz sprawiło, że moja pamięć zaczeła pracować na wstecznym biegu. Ponoć na starość tak się ma. Hm.... Jeśli już jesteśmy przy wspomnieniach- udało mi się odnaleść dwa zdjecia moich XXX... na poparcie faktu przyszłego wyszywania serwety. Wiem, że w tym temacie latam nisko i powoli, ale jako, że igła z nitką zawsze była moim wrogiem nr.1 to i tak jestem z siebie dumna.
środa, 21 stycznia 2009
Dziękuję Wam, żeście się tak entuzjastycznie ustosunkowali do moich aspiracji literackich...haha. Ukochana lawenda w dwóch kolejnych odsłonach:...hem...vintage i country ;)
wtorek, 20 stycznia 2009
Powoli zaczęłam przygotowywać się do szpitalnianej banicji. Serweta do wyszywania, książki, brulion - bo może przyjdzie mi coś do głowy i NARESZCIE wrócę do pisania opowiadań...Jak tak dalej pójdzie to nie będę miała czasu iść na salę operacyjną. "-Człowieku, ja nie mam czasu, idź kroić kogoś innego" - powiem do chirurga. Tylko nie wiem, czy mi wtedy nie zaczną liczyć pobytu według cennika hotelowego. Pisać! Ba! Ale o czym? Mam wrażenie, że wszystkie pomysły zostały już rozstawione na literackiej szachownicy i pozostało nam tylko przesuwać pionki. Pozostaje mi zatem czekać na sen jakiś złoty, który przyniesie mi natchnienie literackie....tymczasem realizując się w inny sposób:
poniedziałek, 19 stycznia 2009
No właśnie...a dlaczego CANDY a nie CUKIERCZKI ;) Dobra, dobra...takie sliczne cukiereczki, że dla mnie mogą być i "Candy". A rozdaje Marteczka, bardzo utalentowana babeczka... CANDY U DECOMARTY
Podczas dodawania prac do galerii internetowych uświadomiłam sobie, że oto właśnie stałam się kolejną ofiarą reklamy. I to ofiarą stojącą po drugiej stronie marketingowego lustra. Świadomość tego spłynęła na mnie niczym koszmar nocny polonistki - jezyk polski jest niemodny. Nie wiem, czy pamiętacie czasy, kiedy na siłę eliminowano z naszego słownictwa wyrazy obcego pochodzenia. Mimo, że wrośnięte w kulturę jak lipy Kochanowskiego w miedzę, do kosza poleciały: szlafroki, śliniaczki, krawaty- zamienione na: podomki, podgardla dziecięce i zwisy męskie eleganckie. Było tego kwiatu i więcej, ale chyba moja pamięć obdarzona wysoko rozwiniętym instynktem samozachowawczym, w tym wypadku sobie darowała. Coś mi się kołacze, że telefon miał też jakąś arcyciekawą nazwę - jak sobie przypomnę to napiszę. Teraz obserwujemy nagły zwrot akcji językowej. Widzą to szczególnie twórcy wystawiający swoje prace w galeriach. Każda rzecz powinna być obowiazkowo vintage, retro, country, neo. Kwiaty ciężko przechodzace przez gardło wyszukiwarek zamieniły się na "flowersy", dzieci na "childreny". Herbata - (w sumie też obcy wyraz) przeistoczyła się w Tee. To ostatnie jeszcze rozumiem, bo o wiele łatwej namalować napis "tea" niż pocić się nad potworną ilością liter w wyrazie "herbata". Niestety. Mus to mus, trzeba prace sprzedawać. Zastanawiam sie więc czy słusznie zrobiłam nazywając poniższą herbaciarkę "Śpiew słowika". Może trzeba było raczej wpisać .... "Two Birds"?? Daswidanja.
sobota, 17 stycznia 2009
Cierpię na niedosyt literacki. Załamana brakami na rynku księgarskim stanęłam przed wyborem czytania (nie wiem który raz) wszystkich książek Pratchetta i Tolkiena. W ubiegłym roku pustkę "pomiędzy" wypełniała mi powieść Minstrelli oraz odnaleziona w sieci, całkiem składna historia alternatywna LOTRa napisana przez Kasjopeę ( o niebo lepsza od kochanego pana Pierumowa z jego kołowatymi wiewiórkami). Próbowałam wrócić do Nortonki, ale teraz wydała mi się za bardzo ckliwa i czarno-biała. Urok zachowały natomiast książki Ursuli LG, z zamglonym cyklem Ziemiomorza. Biegnąc wstecz przeczytałam też "Pana Kleksa" i "Klechdy Sezamowe". Te dwie ostatnie wypadły o wiele lepiej od " Świata Czarownic" ;). Gładko poszusowałam po dowcipie dawnej Chmielewskiej (nowa jest do bani) i rozwiązałam parę zagadek morderstw z M. Marple (od ostatniego razu zapomnialam kto zabił i musiałam sobie przypomnieć). I tak biegam po księgarniach interenetowych kryjąc się przed książkami Grocholowopodobnymi (nie trawię) i klonami Harego Pottera. Może trafię na jakąś perełeczkę, która pozwoli mi przetrwać niedalekie już dni bezczynności szpitalnej. W każdym razie jako plan awaryjny przygotowałam kanwę do haftowania. Dwa lata już nie wyszywałam, więc może to być całkiem niezły pomysł, byle tylko chirurdzy mojej muliny nie pożyczali. A jeśli już, to mnie proszę lawendową dziergać. No, w ostateczności różową. Na razie jednak, nastrojona aromatem zielonej herbaty dokomponowałam do niego takie zgrabne pudełeczko....
|
Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
Album z moimi pracami
Galerie w których kupisz moje prace:
Kontakt
Moje felietony
Odwiedziny u znajomych
Tak brzmi w duszy
Tu dobrze gotują
Ulubione sklepy
Zapytaj, jeśli chcesz skopiować któryś z moich pomysłów!! Nie rób tego bez mojej zgody.
![]() |