piątek, 27 lutego 2009
Wypionowałam się odrobinę. Przynajmniej na tyle, by zmusić moje komórki mózgowe do pracy. Dotąd dogorywałam w zaciszu sypialni i było mnie stać jedynie na wyszywanie serwety (jak skończę to pokażę). Kota dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa:
W szpitalu leżałam 5 dni. Pomijając sam fakt, że przebywanie w takim miejscu do przyjemnych nie należy - to jak na szpital - było mi komfortowo. Co prawda wolę "blog romantyczny", od "blogu operacyjnego" - ale i na tym ostatnim też wesoło było. Szczególnie jak instrumentariuszka zaczęła się zastanawiać, dla czego nie działa na mnie "głupi Jaś" - na co ja oświadczyłam, że pewnie jestem zbyt inteligentna i byle głupota nie jest w stanie mnie powalić. Jak widzicie - sympatycznie;). Jeśli ktoś zastanawia się, czy istenieje odpowiednik serialowej "Leśnej Góry" (czy jak jej tam) to właśnie w takim odpowiedniku sobie polegiwałam. I nie chodzi tu bynajmniej o wyposażenie (choć też wykracza ponad normę) a o życzliwość osób tam pracujących. Lekarze, pielęgniarki, salowe. Takiej ekipy ze świecą szukać.Dość powiedzieć, że mój chirurg właśnie dziś DZWONIŁ DO MNIE DO DOMU, spytać, czy aby nie umarłam. No, ale było minęło. Odłączyli mi w końcu kroplówki i kazali jeść. Tylko nie powiedzieli jak - pewnie dużo jeszcze czasu upłynie zanim picie wody przestanie sprawiać mi problemy (o innych potrawach nie wspomnę). Zdjęli mi też kolczyki z brzuszka a przemiły pan chirurg (ten co dzwonił) zapewnił mnie, że nie będę do końca życia wyglądała jak narzeczona Frankenszteina i kariera w klubie GooGoo nie jest przede mną zamknięta. No zobaczymy. Na razie to mogę występować najwyżej w kronice kryminalnej. I to tej dla prawdziwych twardzieli. Za to mam dobrą wiadomość dla odchudzających się. MOŻNA chudnąć pół kilo w ciagu doby nie będąc głodnym... Tylko jak tak dalej pójdzie, to będę musiała dwa razy wchodzic na blog, żebyście mnie zayważyli. pierwsze pudełko nowego sezonu..."Montauban"
niedziela, 22 lutego 2009
Kochani! Jestem. Nie napisze wiele, bo mam jeszcze wrażenie, moje komórki mózgowe przebywają w sobie tylko znanych krainach. Wybaczcie też ewentualne błędy i literówki. O szpitalu krótko: operacja trwała ponad dwie godziny, w nagrodę za swoje cierpienia dostałam komplet sześciu kolczyków "hand made chirurgia ogólna" oraz uroczą bransoletkę z imieniem (od której miałam uczulenie). Poznaję też nowe, fascynujące przeboje kulinarne...(np. jajko miksowane z kartoflem). Losowanie zostało przeprowadzone komisyjnie, w co musicie mi na słowo uwierzyć - bo nie miałam siły na zdjęcia. Etui poleci do aga19791 Komplet papierów do Daisydecoupage Proszę o podanie adresów na mój e-mail, przesyłki nadam najszybciej jak to będzie możliwe. Przepraszam raz jeszcze za lakoniczność i obniżoną "kaloryczność" wpisu ale naprawdę nie czuje sie jeszcze zbyt twórczo.
sobota, 14 lutego 2009
Moi mili. Żeby Wam się nie nudziło przez te dni, kiedy ja będę w szpitalu odbierała w naturze ułamek swoich składek zdrowotnych, postanowiłam moim czytelnikom zostawić na te parę dni troche roboty. Jeśli podobają się Wam moje prace, umieśćcie na swoim blogu zdjęcie tej, która najbardziej przypadła Wam do gustu i napiszcie dlaczego właśnie ta a nie inna zyskała wyróżnienie -oraz podajcie link do mojego bloga. Zdjecia moich wszystkich nowych prac znajdziecie w tej GALERII. Kiedy uporacie się z tym zadaniem, dajcie mi znać komentarzem pod tym wpisem. Wśród wszystkich uczestników rozlosuję w niedzielę, (22go lutego) dwa "cukiereczki". Komplet papierów do decoupage (świetnie nadają się też do scrapków) oraz etui na okulary mojego autorstwa.
Do zobaczenia! Przed samym "urlopem" spotkała mnie wielka niespodzianka Martek, uznała, że podoba jej się to co robię;). Dziękuję! Ja mogę wyróżnić wszystkie blogi na które zaglądam. Każdy z nich niesie dla mnie wiele inspiracji.
piątek, 13 lutego 2009
Chciałam wszystkim podziękować za wspaniałe, niezwykle ciepłe e-meile jakie dostaję. Cieszę się, że moja tfffuurczośc radosna poprawia Wam humor i że lubicie tutaj zaglądać. Aby zrobiło się jeszcze weselej, wiosenniej, słoneczniej zapraszam do mojego ulubionego miejsca na ziemi. Łatwo tam trafić...Proszę zamknąć oczy i marzyć:
A teraz, kiedy publicznośc została przychylnie usposobiona, możecie łaskawszym okiem zerknąć na ostatnie przed "urlopem" prace (ps. na blogu jeszcze się pojawię przed poniedziałkiem....z niespodzianką dla Was): baaardzo stary kuferk z lawendą (odrapywałam go pozbywając sią jednocześnie negatywnych emocji - świetna terapia przez destrukcję) ![]() z kwiatem jabłoni...
czwartek, 12 lutego 2009
Wiem, co będę robiła po powrocie ze szpitala - zanim zdołam zabrać się za decoupage. Szlifowanie drewna wydaje mi się zbyt hardkorowe na pierwsze pooperacyjne dni, więc postanowiłam pobawić się troche w składanie biżuterii. Zapasy drucików wszelakich mam, kamuszki też się jakieś znajdą. Będę sobie mogła zrobić np. pięć identycznych kolczyków na te pięć dziurek co mi w brzuchu wywiercą...Takie skromne, malutkie kolczyki, coby za głośno nie dzwoniły przy tańcu brzucha. Jakby miał ktoś na zbyciu pięć DYJAMENTÓW, to chętnie przyjmę. Były by idealne. A tak na poważnie. Zaświeciły mi sie oczy do kolczyków zrobionych przez Jadwiszkę i dostałam pozwolenie na ich skopiowanie. Jeszcze raz dziękuję!
Idąc za ciosem zrobiłam jeszcze jedną parę - do mojej Gwiazdy Wieczornej. Niestety, widać różnicę w odcieniu srebra. No ale medalion miał prawo przez stulecia lekko zmienić barwę. Poprzednia właścicielka chyba o niego nie dbała...o Aragornie juz nie wspomnę. Drań rozbił go na drobne kawałeczki. Dobrze, że choć posklejał porządnie (ależ by się Arwena wściekła).
![]()
Aha...i serweta czeka na wyszycie...i felieton o pisankach dla BB...
środa, 11 lutego 2009
Słońce zaszło, zatem mogę zacząć chwalić dzisiejszy dzień. Poranne odebranie poczty wprawiło mnie w dobry humor. Dostałam prezentację z bajką. Jako, że jestem szczęśliwą mężatką, bajka nad wyraz mnie rozbawila. Nie niosła bowiem ze sobą następstw w postaci gorzkiej zadumy ;). Oto: Najkrótsza i najpiękniejsza bajka na świecie * Była raz sobie młoda dziewczyna, która zapytała pewnego chłopca czy chce ją poslubić. Chłopiec odpowiedział - NIE. I dziewczyna.... żyła sobie szczęśliwie bez prania, prasowania i gotowania. Często spotykała się z przyjaciółmi, spała z kim chciała, zarabiała na siebie i wydawała na siebie zarobione pieniądze. KONIEC Problem w tym, że nikt nam w dzieciństwie nie opowiadał takich bajek Za to wsadzili nas w bagno po uszy z tym cholernym Księciem z Bajki. Tak prawdę mówiąc, to dobrze, że mi opowiadano tradycyjne bajki. Rozpachnione konfiturki ponalewałam do słoiczków, przełknęłam gotowaną rybę w czasie kiedy rodzina zażerała się babką ziemniaczaną z domowymi powidłami, zamiast kawy wypiłam szklankę wody i odnoszę wrażenie, że dłuży mi się czas oczekiwania na operację. Zdecydowanie nie lubię diet. Na pocieszenie poszłam do pracowni i skończyłam lakierować kolejne pudełeczka. Zmieniłam też album internetowy na Picassa. Multiply wcinało moje zdjęcia jak czekoladki. Teraz przejdzie na dietę. HEHEHE (złośliwe) ![]() ![]() ![]()
wtorek, 10 lutego 2009
Bardzo spodobała mi się ta nazwa etui wymyślona przez koleżanki z forum.
Dzisiejszy dzień rozpoczęłam niezwykle aromatycznie. Na blogu Olli zobaczyłam smakowite ZDJĘCIE i równie inspirujący opis konfitur pomarańczowych. Jako, że należę do tych poszkodowanych na umyśle osób, które uwielbiają robić przetwory, natychmiast zamieniłam natchnienie w czyn i skiknowszy po PRZEPIS rożpoczęłam mozolne obieranie pomarańczek. Przy krojeniu owoców przeżyłam chwilę konsternacji. W przepisie stoi czarno na białym "białe skórki oraz pestki". Skórki owszem, ale przy pestkach moje pomarańczki okazały się niekompatybilne z przepisem z uwagi na brak nasionek. Mam nadzieję, że konfiturki nie stracą na swojej szlachetności i po przymusowej, pooperacyjnej diecie będę mogła się nimi do woli rozkoszować.
poniedziałek, 09 lutego 2009
Każdy taki miewa. To taki dzień, kiedy szklanki same pękają, woda na herbatę się przypala i kończy się ulubiona kawa przy ciśnieniu 80/60. Na mnie padło wczoraj. Zazwyczaj pokorne serwetki, przy przyklejaniu dostawały bąbli i krost jak nastolatki z burzą hormonalną; a kiedy w końcu dały się rozporostować to na herbaciarkę wywróciła mi sie farba akrylowa....Finał - wszystko do szlifowania. Podczas robienia obiadu żeberko odkryło u siebie żyłkę podróżniczą i ścigałam je po całej kuchni (wraz z kotem). Finał - cała podłoga do mycia, wyżej wspomniana żyłka wraz z żeberkiem zjedzona przez kota a pies obrażony. Po tym maratonie postanowiłam sobie odpuścić i na resztę dnia zaległam z książką. Ps. Poniższy komplet (szkatułka na ozdoby do włosów + szczotka) został szczęśliwie skończony w piątek, więc ominął go Armagedon. ( dziś wystawiłam go w Galerii Pakamera) i jeszcze lawendowa...
niedziela, 08 lutego 2009
|
Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
Album z moimi pracami
Galerie w których kupisz moje prace:
Kontakt
Moje felietony
Odwiedziny u znajomych
Tak brzmi w duszy
Tu dobrze gotują
Ulubione sklepy
Zapytaj, jeśli chcesz skopiować któryś z moich pomysłów!! Nie rób tego bez mojej zgody.
![]() |